Tym razem w starym przekładzie ks. Eugeniusza Dąbrowskiego (1955, 5 złotych w antykwariacie na warszawskim Solcu, świetny stan) czytam:
Albowiem uczył ich jako ten, który ma władzę, a nie jako ich uczeni w piśmie i faryzeusze. (Mt 7,29).
Podobny wątek przewija się też na samym początku Ewangelii Markowej. Jakie ma to znaczenie?
Po pierwsze, my trochę tego nie widzimy. Czytamy Ewangelie w oderwaniu od innych pism tamtych czasów. Ja też nie mam czasu aby czytać Flawiusza, ale wierzę autorom opracowań. To nie było tak, że samo pojawienie się Jezusa jako "wędrownego nauczyciela" było jakimś ewenementem. Owszem, byłoby na mazowieckiej wsi sto lat temu. Ale wówczas po wsiach i miasteczkach żydowskich takich nauczycieli krążyło wielu, lakonicznie wspominają o nich kroniki. Zresztą przed samym Jezusem nauczał Jan Chrzciciel - który też miał swoich uczniów, nie wszyscy stali się potem chrześcijanami, istnieli odrębnie podobno jeszcze w 2 wieku. Jednak to Jezus wyróżniał się od tych, którzy nauczali na co dzień.
Po drugie, bywam czasami na różnych wykładach czy konferencjach. Widać jak na dłoni, czy prezentujący ma sam jakiś związek z tematyką wykładu, czy po prostu mówi nam o teorii, która nigdy go nie dotknęła. Jezus mówił jak ten, który ma władzę. Jako ten, który ustanawia nowe prawo, żyje według niego i do końca je wypełni. Jaka więc pewność musiała bić z jego słów! Nawet podwójnie przełożone (aramejski->grecki->polski) potrafią uderzyć po oczach.