Na blogu tym pragnę omawiać poszczególne przekłady Biblii na język polski - porównywać rozwiązania, język, wskazywać kontrowersje - i przede wszystkim moje wrażenia z lektury danego przekładu. Chcę pomóc w wyborze właściwego przekładu, no i pokazać, że warto czasami korzystać z kilku wydań Biblii.
Ale zacznę od spojrzenia "z góry" na tematykę przekładania Pisma. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z różnic między różnymi wydaniami. "Biblia to biblia", mówią - czym to się ma różnić? I czasami dziwią się, że ich domowy egzemplarz Pisma ma inny tekst, niż ten który słyszą w kościele. Albo że w ich Biblii ... brakuje pewnych ksiąg, które są w innej.
Dla kogoś z podstawową wiedzą jest jednak oczywiste, że Biblia po polsku musi być tłumaczeniem z jakiś języków oryginalnych. No i że można to różnie przetłumaczyć. Ale dlaczego nie ma jednego oficjalnego przekładu? W zasadzie kiedyś był. Do XX wieku w kościele katolickim obowiązywała Wulgata, czyli Pismo Święte po łacinie, a do dyspozycji wiernych po polsku był tylko jeden przekład Jakuba Wujka. W Stanach niektórzy chrześcijanie dotąd przyjmują tylko "Biblię Króla Jakuba". Teraz się to zmieniło.
Pierwsza sprawa to oryginał z którego się tłumaczy. Rzekomy oryginał. Manuskrypty biblijne dotarły do nas w wielu kopiach. Każda inna. Przepisywacze mylili się, dokładali własne wstawki mające ułatwić zrozumienie - albo poprawiali fragmenty wg nich błędne. Jaki był pierwotny tekst? Dzisiaj mamy to już ustalone dość dobrze - istnieją wydania krytyczne tekstów oryginalnych np. Biblia Hebraica Stuttgartensia czy The Greek New Testament (Nestle/Aland)jednak w wielu szczegółach nadal istnieją pytania - dany tekst ma wtedy kilka wariantów...
Druga sprawa - jak tłumaczyć?
Takim pierwszym odruchem byłoby stwierdzenie - jak najbardziej dosłownie!Przecież nie chcemy stracić nic ze znaczenia oryginału!!! Ale możliwe, że właśnie stracimy. Biblia używa jednego słowa w wielu znaczeniach, także przenośnych. To samo słowo przetłumaczone na polski ma już inne znaczenia - inne są też przenośnie. Przykładem niech będzie słowo "ciało", czy "cielesny", którego z lubością używa św. Paweł. Inny jest wreszcie szyk gramatyczny i możliwe formy słów. Język hebrajski nie ma na przykład czasu przyszłego i przeszłego - tylko tryb dokonany i niedokonany (podobno, nie znam hebrajskiego) - ale tu już ogromna trudność: czy w danej wypowiedzi na pewno chodziło o przeszłość, czy o przyszłość? Jeśli dostaniemy przekład słowo-w-słowo, możliwe, że niewiele zrozumiemy.
Jest takie powiedzenie, "przekład jest albo piękny, albo wierny" - przekłady dosłowne mają to do siebie, że są po prostu brzydkie.
A więc może inne podejście, zwane komunikacyjnym, czy też pastoralnym. Taki przekład ma przede wszystkim wypowiadać się w języku zrozumiałym dla odbiorcy. Stosuje się tu zasadę "ekwiwalencji dynamicznej", nie "słowo-w-słowo" - a "myśl-w-myśl". Tłumacz zastanawia się co chciał przekazać autor danej Księgi i stara się to ująć współczesnym językiem.
Ale tu już mamy pole do interpretacji. Bo tłumacze mogą się różnić w rozumieniu znaczenia danego fragmentu.
Co w tym przypadku zrobić? Czy może powinniśmy wszyscy uczyć się języków biblijnych: greckiego, hebrajskiego i aramejskiego? No nie. Po krótkiej nauce zrozumiemy znacznie mniej niż ludzie, którzy całe życie zajmują się tłumaczeniem. Będziemy nawet jeszcze bardziej skołowani - bo zobaczymy wtedy właśnie, że dany fragment można rozumieć w różny sposób.
Co zatem? Trzeba korzystać z przekładów. Przekładów całej Biblii lub Nowego Testamentu na język polski istnieje prawie dwadzieścia!
Dla kogoś z podstawową wiedzą jest jednak oczywiste, że Biblia po polsku musi być tłumaczeniem z jakiś języków oryginalnych. No i że można to różnie przetłumaczyć. Ale dlaczego nie ma jednego oficjalnego przekładu? W zasadzie kiedyś był. Do XX wieku w kościele katolickim obowiązywała Wulgata, czyli Pismo Święte po łacinie, a do dyspozycji wiernych po polsku był tylko jeden przekład Jakuba Wujka. W Stanach niektórzy chrześcijanie dotąd przyjmują tylko "Biblię Króla Jakuba". Teraz się to zmieniło.
Pierwsza sprawa to oryginał z którego się tłumaczy. Rzekomy oryginał. Manuskrypty biblijne dotarły do nas w wielu kopiach. Każda inna. Przepisywacze mylili się, dokładali własne wstawki mające ułatwić zrozumienie - albo poprawiali fragmenty wg nich błędne. Jaki był pierwotny tekst? Dzisiaj mamy to już ustalone dość dobrze - istnieją wydania krytyczne tekstów oryginalnych np. Biblia Hebraica Stuttgartensia czy The Greek New Testament (Nestle/Aland)jednak w wielu szczegółach nadal istnieją pytania - dany tekst ma wtedy kilka wariantów...
Druga sprawa - jak tłumaczyć?
Takim pierwszym odruchem byłoby stwierdzenie - jak najbardziej dosłownie!Przecież nie chcemy stracić nic ze znaczenia oryginału!!! Ale możliwe, że właśnie stracimy. Biblia używa jednego słowa w wielu znaczeniach, także przenośnych. To samo słowo przetłumaczone na polski ma już inne znaczenia - inne są też przenośnie. Przykładem niech będzie słowo "ciało", czy "cielesny", którego z lubością używa św. Paweł. Inny jest wreszcie szyk gramatyczny i możliwe formy słów. Język hebrajski nie ma na przykład czasu przyszłego i przeszłego - tylko tryb dokonany i niedokonany (podobno, nie znam hebrajskiego) - ale tu już ogromna trudność: czy w danej wypowiedzi na pewno chodziło o przeszłość, czy o przyszłość? Jeśli dostaniemy przekład słowo-w-słowo, możliwe, że niewiele zrozumiemy.
Jest takie powiedzenie, "przekład jest albo piękny, albo wierny" - przekłady dosłowne mają to do siebie, że są po prostu brzydkie.
A więc może inne podejście, zwane komunikacyjnym, czy też pastoralnym. Taki przekład ma przede wszystkim wypowiadać się w języku zrozumiałym dla odbiorcy. Stosuje się tu zasadę "ekwiwalencji dynamicznej", nie "słowo-w-słowo" - a "myśl-w-myśl". Tłumacz zastanawia się co chciał przekazać autor danej Księgi i stara się to ująć współczesnym językiem.
Ale tu już mamy pole do interpretacji. Bo tłumacze mogą się różnić w rozumieniu znaczenia danego fragmentu.
Co w tym przypadku zrobić? Czy może powinniśmy wszyscy uczyć się języków biblijnych: greckiego, hebrajskiego i aramejskiego? No nie. Po krótkiej nauce zrozumiemy znacznie mniej niż ludzie, którzy całe życie zajmują się tłumaczeniem. Będziemy nawet jeszcze bardziej skołowani - bo zobaczymy wtedy właśnie, że dany fragment można rozumieć w różny sposób.
Co zatem? Trzeba korzystać z przekładów. Przekładów całej Biblii lub Nowego Testamentu na język polski istnieje prawie dwadzieścia!
Są najpierw przekłady historyczne, które powstały w XV i XVII w. W większości zapomniane, do dzisiaj znane i popularne są Biblia Jakuba Wujka i Biblia Gdańska.
XX wiek, a konkretnie druga jego połowa przyniosły całą masę nowych przekładów. Lista, którą przeklejam z Wikipedii, z artykułu Polskie przekłady Biblii, którego jestem współautorem:
Katolickie
- Nowy Testament w przekładzie Eugeniusza Dąbrowskiego (1949)
- Nowy Testament w przekładzie Seweryna Kowalskiego (1956)
- Biblia Tysiąclecia (I wydanie - 1965, potem wydania po rewizjach)
- Biblia Warszawsko-Praska (1997, Nowy Testament 1975)
- Biblia Poznańska (1975)
- Biblia Lubelska (kolejne księgi wydawane od lat 90.)
- Nowy Testament, Przekład na Wielki Jubileusz Roku 2000 (2000)
- Biblia Paulistów (Nowy Testament i Psalmy - 2005)
Protestanckie
- Biblia Warszawska (1975)
- Słowo Życia (Nowy Testament) - parafraza tekstu Nowego Testamentu (1989)
- Nowy Testament, Współczesny Przekład (1991)
- Nowa Biblia Gdańska (lata 90 XX wieku)
- Biblia Ewangeliczna, Przekład dosłowny (2004)
- Biblia Ewangeliczna, Przekład literacki (2004)
Są też przekłady takie jak Biblia Ekumeniczna (Nowy Testament i Psalmy - 2001), czy kontrowersyjny projekt Świadków Jehowy: Przekład Nowego Świata(1997).
Tego całego galimatiasu dopełniają wydania specjalistyczne. Hebrajsko-polski Pięcioksiąg, Synopsy Ewangelii i inne.
Jak się w tym wszystkim połapać?